Marek Jastrz±b (Owsianko)
oj ma³o nam piszesz:)
ile piszemy 0
Offline
Wiadomo¶ci: 13
|
|
« : Marzec 18, 2011, 12:15:27 » |
|
Kiedy zastanawiam siê nad tym, przypomina mi siê opowiadanie Malcolma Lowryego – "Lapis", autora g³o¶nej powie¶ci "Pod wulkanem".
Akcja rozgrywa siê w szpitalu. Jeden z wspó³pacjentów g³ównego bohatera zwierza mu siê, ¿e nad histori± jego choroby, nad ustaleniem diagnozy i dalszym leczeniem osobi¶cie czuwa jeden z najlepszych tutejszych medyków. My¶l, ¿e jest pod opiek±, ¿e kto¶ zajmuje siê jego spraw±, pozwala³a mu przetrwaæ pobyt w tym miejscu, pozwala mu ¿yæ nadziej± na wyzdrowienie. Lecz gdy nareszcie, po paru tygodniach bezskutecznego oczekiwania na lekarza, dostrzeg³ go na korytarzu, podszed³ do niego i stara³ siê dowiedzieæ, jak tam z jego problemem, zdziwiony lekarz zapyta³ go, kim jest i na co siê skar¿y, bo go nie pamiêta.
I druga przypowie¶æ, tym razem z kolekcji moich niepowodzeñ: w trakcie wêdrówek po urzêdach zdarza³o mi siê spotykaæ z tak zwanymi decydentami. Kiedy po raz pierwszy mia³em rozmowê z oficjelem, z rado¶ci, ¿e mogê mu przedstawiæ sprawê, z któr± do niego przyszed³em, nie wiedzia³em, gdzie mam siê podziaæ. By³em otumaniony ze szczê¶cia, ¿e przy nim siedzê, ¿e docieraj± do mnie jego wznios³e sentencje, ¿e w koñcu doczeka³em siê wizyty u cz³owieka obdarzonego inteligencj±.
W trakcie rozmowy ka¿dy z tych notabli wykazywa³ zrozumienie dla prezentowanych przeze mnie zagadnieñ, uznawa³ trafno¶æ i zasadno¶æ moich argumentów, wspólnie ze mn± zastanawia³ siê, jak nale¿a³oby je rozwi±zaæ, obiecywa³ pomoc, jednym s³owem wychodzi³em z ich gabinetów podniesiony na duchu, usatysfakcjonowany tym, ¿e w koñcu znalaz³em kogo¶ zdolnego do odczuwania cudzego losu. Lecz gdy po tygodniu nie nastêpowa³y ¿adne tej rozmowy reperkusje, szed³em do nich jeszcze raz. Witali mnie jak dobrego znajomego, ju¿ od progu zapraszali do wnêtrza swoich pokoi, u¶miechali siê nawet, tyle ¿e ju¿ na pocz±tku rozmowy kazali mi przypomnieæ, co mnie gnêbi.
Wchodzi³em do ich biur, siada³em w fotelu i zaczyna³em od nowa. Mówi³em, przytacza³em, powo³ywa³em siê na przepisy, paragrafy i ustawy.
W lot chwytali, w czym rzecz. Jak poprzednio, ubolewali nad absurdami dotykaj±cymi niepe³nosprawnych, ofiarowywali siê z pomoc±, obiecywali, ¿e pogadaj± z innymi dyrektorami wydzia³ów, a to z Architektem Miasta, a to z Lekarzem Wojewódzkim. I znowu wychodzi³em od nich z optymizmem, z wiar± i ufno¶ci±. Ale moja otucha, optymizm oraz pozosta³e niedorzeczno¶ci, leg³y w gruzach, gdy odwiedza³em ich po raz trzeci i gdy po raz trzeci musia³em przypominaæ, z czym przychodzê.
Tego rodzaju eskapad mia³em w swoim ¿yciu od pioruna i trochê, wszystkie razem wszelako nauczy³y mnie ostro¿no¶ci, rezerwy, sceptycyzmu.
|